Alleluja! Mamy strop:)
Juz wiem, ze systematyczna blogowiczka nie bede:) W zyciu codziennym trudno mi o systematycznosc, wiec i zdziwiona powyzsza konkluzja specjalnie nie jestem:) Zreszta, o czym tu pisac regularnie, skoro prace przy domku odbywaja sie raz do roku jedynie - w okresie letnim:)
Wakacje 2013 to czas odbicia sie od fundamentow i postawienia scian ze stropem. Zaczelismy na poczatku lipca, potem plany pokrzyzowal nam troszke deszcz, ale kilka dni temu robotnicy zakonczyli prace znow w pelnym sloncu. Pogoda zatoczyla kolo:)
Stawaly te nasze sciany, mury rosly.... a ja nie moglam opedzic sie od mysli, ze jakas taka mala ta nasza kuchnia.... ze i salon niespecjalnie wielki.... ze jedyne miejsce, ktore poraza wielkoscia to garaz - ktory z zalozenia krolestwem moim nie bedzie:) Czy i Wy miesliscie takie wrazenie, do tej kuchni wracajac... ze jak oddzieli sie jeszcze to miejsce na spizarke, to w ogole sie tam ruszyc jak nie bedzie? Moj maz mowi, ze przesadzam i ze im mniejsza kuchnia tym mniej gratow uda mi sie w niej upchac, ale do mnie ten argument, przyznam szczerze, nieszczegolnie przemawia:):)
I co myslicie, drodzy moi, o tym podwyzszeniu przy oknie tarasowym w jadalni? Po co ono jest, nijak zrozumiec nie umiem.....
Teraz kilka zdjec:
Pierwsza cegla....
Praca wre..
31 kubikow betonu wpompowalismy w nasz strop...
Jest i "wicha"
Na sam koniec majster-szef zazartowal (straszyl? ), ze zostawia mnie na stropie i ostawia drabine - bede zawsze na miejscu, zeby w te upaly podlewac strop woda. No wiec ja, po przemysleniu tematu i wyprobowaniu zadania (czy aby nie za ciezkie:)) oswiadczam, ze fuche przyjmuje. Poprosze tylko o kocyk, ksiazeczke, aruzka jakiegos... bo wode mam z weza:) I raz, raz... ODSTAWIAMY DRABINE:)
A jako wisienka na torcie to:
Wklad najmłodszego w budowę domu;)